poniedziałek, 27 października 2014

wtorek, 21 października 2014

środa, 15 października 2014

+ 3200 g gratis!

Z takiej to promocji miesiące świetlne temu skorzystaliśmy razem z Panem Mężem. A jak powszechnie wiadomo promocje są różne. Mniej lub bardziej korzystne dla nabywcy. Czasem nawet okazuje się, że nabyty towar jest najprostszym w świecie bublem, który ktoś, korzystając z naszej naiwności wepchnął, zacierając przy tym z uciechy rączki. Jednak bywa również i tak, że ta nasza promocja urośnie do rangi okazji życia. I Panu Bozi dzięki, my właśnie tak trafiliśmy. Ale od początku...

poniedziałek, 13 października 2014

Hej, flaszki w dłoń...

I wbrew pozorom, nie będzie to refleksja o tym jak to macierzyństwo sprowadza kobietę na niziny społeczno-alkoholowe. Było już o tym co pijemy, dziś natomiast przedstawię w czym to nasza pierworodna ma serwowane swoje milkszejki.

czwartek, 9 października 2014

Level: matka.

281. Tyle (przynajmniej w założeniu)  mamy dni na oswojenie się z faktem, że oto spełniliśmy obywatelski obowiązek, wzbogaciliśmy przyrost naturalny i powołaliśmy do życia nowego Obywatela/kę.

wtorek, 7 października 2014

Probiotyk? Tak, poproszę.

Jak powszechnie wiadomo, przez kilka dobrych miesięcy układ pokarmowy naszego dziecięcia jest niedojrzały i wysoce wrażliwy na to, co do niego trafia. Czy będziemy karmić piersią, czy też mm (jak w naszym przypadku) możemy napotkać na mało przyjemne przygody o tematyce kolkowej/gazowej/ulewniczej czy też zaparciowej. U nas na szczęście obyło się bez większych problemów, ale oczywiście nie było też (i zasadniczo nie jest) tak, że uniknęliśmy ich na całej linii.

poniedziałek, 6 października 2014

Pulpet na mlecznej drodze.

Na początku był cyc. I wszystko szło zgodnie z założeniami. Pierworodna w kilka chwil po porodzie otrzymała odpowiednią, drogocenną dawkę z matczynego zbiornika, po czym została przekazana na poporodową obróbkę przez panie położne. Po przywiezieniu, co prawda dość kulawo, została ponownie nakarmiona i tak przez kolejne godziny sprawiedliwie dzieliła czas pomiędzy spanie, pochłanianie i wydalanie. Drugiej nocy dziecię stwierdziło jednak, że nie, że spać nie będzie i że cycu zostaje najlepszym towarzyszem na kolejne godziny, dni, lata może nawet. I tak symbioza ta trwała do około połowy drugiego miesiąca Julki.

niedziela, 5 października 2014

Gadżetownia part 1

Jeszcze będąc w ciąży wertowałam miliony stron, forów, blogów, coby jak najlepiej wyposażyć te kilka metrów kwadratowych na przybycie pierworodnej. Głowa puchła (zresztą nie odróżniając się od innych części ciała) od natłoku informacji, lista rzeczy "tak bardzo dużo" niezbędnych rosła w zastraszającym tempie (w przeciwieństwie do stanu rodzicielskiego konta), a z kurierem niemalże przeszliśmy już na ty. 

sobota, 4 października 2014

3!

Hohohoho...ani się człowiek nie obejrzał, a tu bach - trzy miesiące na liczniku. Trzy niewątpliwie najcięższe (w mojej ocenie) miesiące macierzyństwa. Po początkowej konsternacji (Jezuniu, jak to dotknąć?) przemieszanej ze strachem (aaaa, Julka kichnęła/kaszlnęła/wydała jakikolwiek podejrzany odgłos/nie wydała odgłosu żadnego), muszę przyznać, że na dzień dzisiejszy dogadujemy się już całkiem nieźle.

piątek, 3 października 2014

Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy...

Słowem wstępu... 
Cofamy się do października 2013. Dumna P. toczyła sobie szczęśliwy i spokojny żywot, w wolnym czasie kursując regularnie w kierunku syberyjskiego końca Polski, by spędzać upojne chwile z Panem Mężem. I tak oto pewnego pięknego, październikowego dnia do naszego duetu dołączyła ONA - mały, wesolutki przecinek, który w miarę upływu czasu ewoluował w niemniej rozchichotanego Pulpeta. Niedawno spakowałyśmy nasz skromny dobytek i wyemigrowałyśmy wprost pod wschodnią granicę, do Pana Męża. I o tym tu będzie...O Pulpecie. O Pulpetowej Mamie. O wszystkim i o niczym. Także tego....Witamy wszystkich serdecznie :)