wtorek, 31 marca 2015

Na bombę

Początkowo idziesz spokojnie. Stopniowo przyspieszasz kroku, by finalnie wybić się z krawędzi pomostu i chlupnąć hen, głęboko w wodę. Wypływasz na powierzchnię lekko oszołomiony. Nieraz łykniesz przy okazji wody, a fala wypłucze ci ostatnią soczewkę, dzięki czemu świat dookoła staje się lekko rozmazany. Czasem stwierdzisz, że nigdy, ale to przenigdy więcej. Czasem jednak od razu biegniesz na bombowy riplej...
Nie spodziewałam się, że bycie matką ma aż tyle wspólnego z ogólnopolską rozrywką każdego polskiego kąpieliska w pełni sezonu letniego. Dowiadujesz się, że te dwie kreski na aptecznym teście wcale nie są błędem pomiarowym. Przemiły Pan doktor pokazuje Ci maleńką kropkę na ekranie, a Ty dalej nie do końca ufasz temu, że ma Ona wyewoluować w małą wersję Ciebie. Powoli oswajacie się ze wspólnym życiem. Zwisacie wspólnie nad pobliskim kibelkiem. Suplemetujecie się sumiennie. Dostajecie pisemko w pracy apropo wymogów pracy przed komputerem dla kobiet w ciąży. Z czasem wspólny żywot nabiera jednak rozpędu. Najchętniej przeczepiłabyś sobie wiaderko do podręcznej torebki, by ułatwić sobie wydalanie hektolitrów płynów. Mały obywatel coraz okazalej rozgaszcza się w przytulnym brzuchu, wyrażając swoje uczucia kopniakami w poszczególne narządy matki. Rośniecie w siłę, puchnąc swobodnie z dnia na dzień. Aż w końcu nadchodzi finalny skok. I szok. Po kilku godzinach najwymyślniejszych przekleństw pod adresem otaczającej rzeczywistości, tudzież sprawcy całego tego zamieszania Na Twojej piersi ląduje maleńka kopia Ciebie (albo też wspomnianego sprawcy, goddamnit). Cała wasza trójka jest lekko zmieszana. Lekko oszołomiona. O strachu nie wspominając. Po wszelkich szpitalnych obrządkach słyszycie upragnione "Mogą Państwo iść do domu". Alleluja! Wszak tylko o tym marzyłaś. Wracacie. Rozpakowujecie świeżo powite potomstwo i...No właśnie. Zachłystujesz się nową rzeczywistością. Mnogość nowych obowiązków w połączeniu z hormonalnym huraganem dają do wiwatu w akompaniamencie kwilenia Naszego przyrostu naturalnego. Masz nieodparte wrażenie, że za dużo, że nie masz siły, że dlaczego i po co to było. Niagary łez płyną wraz z wydartym z doby 5 minutowym prysznicem. Aż tu nagle okazuje się, że wspomniana już soczewka wraca na swoje miejsce, bo tak naprawdę tylko się dziadostwo podwinęło, zakrzywiając rzeczywistość. I wychodzisz po raz kolejny z łazienki wypłakana i spokojna. Wracasz do pobudek o 4 rano. Do blendowania ekomarchewki. Do ocierania łez po przegranej bitwie ze ścianą. Do ząbkowego marudzenia i kolejki po Dentinox. Do roli osobistego stalkera. Do ogarniania pięciuset spraw w trakcie jednej dzieciowej drzemki. Do matkowania najważniejszej osobie na tym łez padole.
I chociaż chwilowo nawet nie myślę nawet o powtórnym skoku, to niewykluczone, że pewien życzliwy pan po prostu mnie do tej wody znów zepchnie... A ja znów dumnie wypłynę na powierzchnię :)





Pozdrawiamy, 
P&J

piątek, 27 marca 2015

Kwieciem pachnie...

Pomimo pewnych perturbacji pogodowych (patrz śnieżny poranek niedzielny) w Nasze polskie progi zawitała długo wyczekiwana wiosna. Nie ukrywam, że momentami popadam w stany półeuforyczne, ekscytując się każdym napotkanym znacznikiem wiosennym. No lubię, uwielbiam po prostu ten czas. Tym bardziej, że zwierzęciem ciepłolubnym jestem i takie 15+ pobudza do działania bardziej niż przysłowiowa wielka czarna (bo kto przy matkowaniu na małą by się rozdrabniał). 
Wraz ze wzrostem chęci do działania wzrósł również poziom chęci do zmian w otoczeniu. O ile na dzień dzisiejszy w Naszej zagrodzie niewiele mogę zdziałać, o tyle w kwestii wystroju karocy Pulpetowej można już poszaleć. W związku ze wspomnianym szaleństwem skierowałam czym prędzej swój kursor ku niezawodnej Leli i nabyłam okrycie wierzchniowózkowe w wersji lajt dla Potomkini. Okrycie na wskroś dziewczynkowe i cieszące oko za każdym jego rzutem. Mowa tu o śpiworku wiosennym wprost z magnoliowego ogrodu. Na stronie producenta prezentuje się on tak:


by Lela Blanc

Mogę śmiało powiedzieć, że powtórzyła się sytuacja z zakupów śpiworka zimowego. Mianowicie zdjęcie nie jest do końca wiarygodne. Na żywo wzór jest bowiem jeszcze piękniejszy ;)





Po zamontowaniu prezentuje się on tak, jak na zdjęciu poniżej. Jeśli kogoś zdziwi półwózek prezentacyjny - niestety z racji chwilowych niedoborów przestrzennych wózek całościowy montujemy tylko na rzecz eskapad. Ale mniejsza z warunkami lokalowymi, wróćmy do śpiworka:




Po całkowitym odpięciu śpiworka w wózku pozostaje dalej ciesząca oko, miękka wkładka:



Jak widać śpiworek jest w 100% odpinany, także w razie humorzastej pogody jesteśmy zabezpieczeni :)




Należy jednak dodać, że materiał nie jest wodoodporny, także ewentualna folia w podwózkowym koszyku też Nam się przyda, co by Nasze potomstwo przypadkiem nie wypłynęło na fali jakiejś nagłej ulewy.
Część śpiworkowa, oprócz zamka błyskawicznego posiada również dodatkowe przypięcie w postaci kołeczków, dzięki czemu śpiworek możemy podpiąć ciut wyżej i ewentualnie solidniej otulić naszego dziecia.



Dodatkowo, w górnej części wkładki mamy troczki, dzięki którym możemy jeszcze bardziej ją ustabilizować. Chociaż u Nas samo przełożenie pasów w zasadzie wystarczyło. Troczki jednak trzeba było zagospodarować i w związku z brakiem innego punktu zaczepnego przyozdobiły one rączkę od regulacji kąta oparcia.






Oczywiście mamy tu również miejsce na pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa w dwóch wersjach rozmiarowych, tudzież dodatkowy otwór w górnej części śpiworka w razie potrzeby. Wszystko tradycyjnie wykończone do ostatniej niteczki. 


Główny użytkownik oczywiście z miejsca ruszył do macania nowej wózkowej aranżacji:


Po czym ruszyliśmy na ładujący bateryjki spacer inauguracyjny opstrykowując Pulpetową w ilościach półprzemysłowych:








Czytając opisy zarówno śpiworka zimowego jak i wiosennego możesz odnieść wrażenie mój Drogi Czytelniku, że wraz z przesyłką właściwą dostajemy od Leli miliony profitów w zamian za dobre słowo o ich produktach. Zasadniczo profity są i ukrywać tego nie będę - wszak dobrze zainwestowane pieniądze też dla Nas profitem są. Dodatkowo oznajmiam, iż wszelkie superlatywy względem tej firmy płyną wprost z serca od zadowolonego użytkownika ich produktów. A zważ na to, że matka to klient wyjątkowo wymagający, szczególnie w kwestii produktów dla dziecia osobistego. Ponadto jestem osobą, która do obsługi klienta przykłada niemalże równą wagę jak do jakości produktu stąd moja wysoka sympatia do Leli, gdzie obsługa ta jest dziesięciogwiazdkowa.



Gdyby jeszcze tylko w ofercie pojawiły się jakimś zupełnym przypadkiem odpowiednio piękne ochraniacze na pasy...<rozmarzona>


Pozdrawiamy przekwieciście,
P&J

wtorek, 24 marca 2015

Ready...Steady...Go!

(...) Było piękne, wiosenne popołudnie. Matka nucąc sobie cichutko pod wąsem zmywała poobiednie gary. Wtem, gdzieś pomiędzy szczękanie naczyń i szum wody wkradł się nowy dźwięk. Sapiący i pełen nieskrywanego wysiłku. Zaniepokojona matka rzuciła okiem za pobliski róg. To co ujrzała zaparło jej dech w oplutej zupką piersi. Jej osobista Potomkini RACZKOWAŁA dumnie poprzez prerie przedpokoju wprost do matczynej nogi. Kurtyna. Oklaski. Bis. Od wczorajszego popołudnia powtarzany z dziką radochą kilkaset razy. Nie ma co, talent po mamusi. Do robienia wszechogarniającego chaosu również. 





Pozdrawiamy z podłogowych nizin,
P&J

wtorek, 17 marca 2015

Kontrola techniczna na bis

Ani się człowiek nie obejrzał, a tu ciach - 8 tygodni minęło i nastał czas kolejnej wizyty kontrolnej u lekarza. Swoją drogą niezmiernie mnie cieszy fakt, że całą zimę obyło się bez wizyt ponadprogramowych, mających na celu jakąkolwiek diagnozę chorobową. Ale wracając do tematu głównego, poniżej garść bieżacych pomiarów i nowinek okołopulpetowych:
- na początek waga, która to tradycyjnie znajduje się już na wyżynach wszelkich norm - na dzień dzisiejszy matczyny biceps sponsorowany jest przez całe 10,5 kg córki własnej. Jak widać przyrost wagowy zwolnił w końcu swoje tempo, a wszelkie wysiłki rozwojowe idą teraz we wzrost Potomkini.
- w kwestiach wzrostowych zmiany są dość konkretne - dzieć przekroczył granicę 70 cm i przystanął na 72. Jeszcze tylko około metra i ot, dogoni mamusię, a może i finalnie przeskoczy, gdyż wstępne rokowania wszelkich lekarzy wskazują na dziewoję dość okazałą pod względem wzrostowym.
- idąc dalej obowody pozostałych, lecz nie mniej istotnych części ciała kształtują się na poziomie 46 cm dla główki, oraz 48 cm dla klaty,
- o zębach było już w ostatnim bilansie miesiąca, natomiast dnia wczorajszego okazało się, że na świat nieśmiało wygląda również jedna z górnych dwójek. Tym oto sposobem Pulpetowa może się poszczycić całymi pięcioma kiełkami w swojej zaślimtolonej buźce,
- w związku z tym, że od czasu do czasu w okolicach skroni Pulpetowej pojawiają się szorstkie placyki, będące przejawem alergii na którąś ze składowych pożywienia czeka nas powrót do probiotyku, dodatkowo koniecznie zawierającego bakterię Lactobacillus GG. Ma to pomóc dojrzewaniu układu pokarmowego, a co za tym idzie zmniejszyć jego przepuszczalność dla czynników alergizujących.
Tradycyjnie już Potomkini widząc ilość ludzi przekraczającą zgrany duet zajmujący się Nią na co dzień załączyła swój tryb szajning lajk a star i od momentu wejścia do poczekalni aż do opuszczenia budynku rozsiewała swoje przyszczerbione uśmiechy na prawo i lewo. Dodatkowo zakosiła Pani Doktor stetoskop, a później opowiedziała jej z zapałem jedną ze swoich nie kończących się historii. Zachwytom nad komunikatywnością dziecia nie było końca, a rodziców tradycyjnie pokrył dumny puch nad puchami. Nie ukrywam, że towarzyskość Pulpecika jest rzeczą znakomitą, szczególnie w coraz wyraźniejszej perspektywie żłobka i mam nadzieję, że już taka pozostanie. Jak jednak powszechnie wiadomo kobieta zmienną jest i nigdy nie wiadomo, co też do końca w jej głowie siedzi...Cóż, czas pokaże, My tymczasem wracamy do ukochanych Muppetów (dziecko) i sernika (matka na wiosennej diecie).

Daj sernika <3


Pozdrawiamy w pełni wiosennie,
P&J

piątek, 13 marca 2015

Gadżetownia part 3

Mam na imię Patrycja i jestem kubkoholikiem. Nałóg niby nieszkodliwy, aczkolwiek z czasem może prowadzić do problemów na gruncie przestrzenno - kuchennym. Tym bardziej jeśli gustuje się w kubkach okazałych, mieszczących przynajmniej przysłowiową połówkę. W świetle takiego nałogu posiadanie dziecka, które to na dodatek ma ciągoty do picia wywołuje znajomy dreszczyk zakupowych emocji, który to dreszczyk w efekcie nakłonił matkę do zakupu pierwszego córkowego kubka. Dodatkowo epizod niekapkowy z kubkiem twardoustnikowym dał jasno do zrozumienia, że na start potrzebujemy coś z ustnikiem miękkim, który nie będzie nadwyrężał kiełkującego uzębienia ciamkającej wszystko Pulpetowej. Tym oto sposobem zagościł u Nas kolejny już Aventowy produkt - kubek niekapek wersja Classic 6+:




Pojemność kubka to 200 ml. Niestety nie posiada on żadnej miarki, w związku z czym przygotowywanie napoju powierzamy własnej intuicji ewentualnie odmierzamy dokładną ilość przykładowo butelką. Jego kompaktowe rozmiary pozwalają dziecku na trzymanie wypełnionego kubeczka nawet jedną łapką, ułatwia to również kręcenie naczyniem we wszelkie możliwe strony. Zawodowe rzuty kubkiem zresztą też.
Ustnik jest silikonowy, przyjazny małym ząbkom oraz obolałym dziąsłom naszego dziecia. Posiada jeden, podłużny otwór, znajdujący się na szczycie. Dzięki swojej elastyczności nie musimy się obawiać, że cokolwiek urazi pyszczek potomstwa.
Sam kubek jest łatwy w obsłudze oraz myciu, bardzo łatwo go rozmontować i wyszorować po spożyciu. Rączki spełniają dodatkowo (przynajmniej w naszym przypadku) rolę gryzaka.







Z ręką na sercu mogę również stwierdzić, że w Aventowym przypadku umieszczenie określenia "niekapek" w nazwie nie było zwykłym, marketingowym chwytem. Jak widać powyżej Pulpetowa kręci kubkiem na wszelkie możliwe strony pozostając jednak w miarę suchej garderobie (yep, ślinotok towarzyszący kiełkowaniu nadal ma siłę godną małego wodospadu). 
Podsumowując, kolejny raz Avent mnie nie zawiódł. Co prawda niekapek jest jeszcze z nami zbyt krótko, by w pełni ocenić jego odporność na entuzjastyczną pulpetową eksploatację , ale póki co jestem na tak, tym bardziej, że próby podawania płynów dzieciowi nie raz i nie dwa po prostu  sromotnie polegały. A tu masz masz babo kubek i bach, dziecina pociąga sobie płyny aż miło. Po prostu bajka. 




Pozdrawiamy, 
P&J

czwartek, 5 marca 2015

8!

Z racji tego, że miesiąc ósmy przypadł nam na luty minął on jak sen złoty. I chociaż było krótko, to co do treściwości nie mogę mieć najmniejszych zarzutów. Zapraszam więc na garść nowości, które przyniósł nam kolejny miesiąc wspólnego egzystowania w towarzystwie Pulpetowej.

wtorek, 3 marca 2015

jedna-baba-drugiej-babie.com

Że bez internetów, jak bez ręki to oczywista oczywistość. Że najpierw internety, a później zakupy/lekarz/dowolnie wybrana rozrywka wiadomo powszechnie również. Że znakomita większość społeczeństwa posiada ukryte kły jadowe, które trzymają formę dzięki wszechobecnym okienku "dodaj komentarz"  to też (niestety) prawda.  Hołdując często zasadzie "nie znam się, to się wypowiem" w internetach aż kipi od wujów i cioć dobrych rad, którzy w żaden sposób nie akceptują fakt, że ktoś może posiadać zdanie odmienne. Ba, może nawet mieć rację! Mogłoby się wydawać, że w środowisku matczynym pryskanie jadem, tudzież dawanie absurdalnych wręcz rad (z głębokim przekonaniem o ich skuteczności) się raczej nie zdarza. Bo matka z matką zawsze się dogada. Bo dzieć powoduje wzrost empatii i tolerancji na różne sprawy. Bo cierpliwości jakby więcej. Okazuje się jednak, że nic bardziej mylnego, bowiem Polska Mamuśka potrafi dosolić na poziomie najwytrawniejszych internetowych hejterów. A przy okazji dysponuje wachlarzem metod wychowawczych, leczniczych i dietetycznych tak szerokim, że niejeden specjalista poczułaby się zawstydzony...Oczywiście nie zawsze jest też kolorowo i Mamuśka nie raz i nie dwa szuka rozwiązania problemu u Mamusiek w grupie. Ale dość teorii, czas na praktykę - przed wami najlepsze smaczki z kopalni porad i problemów rodzicielskich:


ktoś?coś?



niepewność zabija



nic tylko się cieszyć - będą małe mandarynki <3



pomywak, spluwanie i czerwony sznurek w służbie nowoczesnej matki



wpis przerażający mnie osobiście - wszak Pulpetowa od dłuższego czasu babuje.
Czyżby czas na szykowanie podwójnej wyprawki?


podsumowanie


źródło dyrdymałów: niezastąpiona Beka z mamuś na forach

Pozdrawiamy,
P&J