Być może nie z popiołów, a z remontowo - przeprowadzkowych kurzów. Być może nie z przytupem, ale ze szczerą chęcią powrotu w blogowy światek.Wracamy.
Przyznam się Wam bez bicia, że sprawa powrotowa wyglądała mniej więcej tak, jak matczyne przechodzenie na dietę. Od jutra. Od poniedziałku. Od nowego miesiąca. Od święty nigdy. I chciałoby się i nie chce się. Stąd też matka postanowiła zakasać rękawy, sprzedać autokopa w osobisty tyłek i wrócić w progi Pulpetowa.
Oczywiście, sama awaria systemu motywacyjnego nie była jedynym powodem, dla którego blogowanie odeszło na zdecydowanie daleki plan. Powiem Wam więcej - działo się u Nas, oj działo. Dla tych wyjątkowo stęsknionych pozostawała czysto fotograficzna relacja na Fb oraz Insta, gdzie dawałam co jakiś czas znać, że owszem, że żyjemy i że Pulpecik ma się znakomicie (choć i tutaj nastąpiło niedawno solidne zawirowanie, o czym wkrótce Wam opowiem).
Mówią, że najtrudniej jest zacząć. Z mojej perspektywy jednak jeszcze trudniejszym zadaniem jest rozpoczęcie powtórne. Niemniej jednak pierwsze kroki zostały już podjęte, tematy na posty wirują gdzieś po głowie, a matczyna motywacja do tworzenia przedstawia się na poziomie co najmniej zadowalającym.
Więc... stay tunned drogi Czytelniku, bo rozpoczynamy całkiem nowy sezon Pulpetowa....:)
Ściskamy, całujemy oraz kłaniamy się przepraszająco wszystkim tęskniącym,
oczekującym
oraz wątpiącym :)
P&J