poniedziałek, 8 czerwca 2015

11!

Jak łatwo zauważyć wielkimi krokami zbliżamy się do sedna sprawy. Każdy kolejny miesiąc ulatnia się coraz to szybciej, przybliżając Nas do mety pierwszego wspólnego roku. Otrzepawszy się więc lekko z remontowego pyłu przybywam do Was z delikatnie przesuniętym, aczkolwiek nie tracącym na swej wartości bilansie Pulpetowej jedenastki.
Rzecz pierwsza - Pulpet Wędrowniczek. Dziecina płynnie przeszła od dumnego stania gdziekolwiek tylko się dało do notorycznego dreptania wzdłuż każdej dłuższej powierzchni, która daje w miarę stabilne podparcie. Chociaż te niestabilne w grę (niestety) wchodzą również i tu zwykle wkracza matka, tuląc osobistą syrenę alarmową po kolejnej nieudanej próbie ruszenia w świat z takim przykładowo krzesłem w dłoni. Jakby tego było mało dziecina podjęła (a w zasadzie w podejmowaniu trwa) próby się puszczania. Jakkolwiek by to nie brzmiało. Próby zwykle zakończone klapnięciem na amortyzacyjnego pampersa, aczkolwiek zupełnie nie wywołujące urazu do tej czynności. Z każdym dniem owe stanie samodzielnie wydłuża się o kilka sekund, od czasu do czasu wzbogacone o ochocze okrzyki, ewentualnie bicie braw samej sobie. Taki autoaplauz Pulpecina funduje sobie również zwykle po udanych manipulacjach klockami/ułożeniu wieży z kilku elementów/miliardowemu przyciśnięciu grającego guzika w zabawce. A najlepiej w kilku zabawkach naraz, co daje przeuroczą kakofonię melodyjek, wyżerających resztki wymaltretowanego matkowego mózgu. Jak widać dzieci psychologów mają pewne rzeczy w genach, z pozytywnym wzmacnianiem włącznie...
Nie daj jednak Bóg, że na Pulpetowej trasie pojawi się przedmiot utrudniający przemieszczanie. Ewentualnie coś, co potrzebuje już tu i teraz, pomimo tego że jeszcze sekundę temu przedmiot był zupełnie ignorowany i został nieświadomie przełożony w miejsce ciut trudniej dostępne dla małych łapek. W takiej sytuacji w oczach dzieciny pojawiają się piekielne ognie, skóra przybiera niebezpiecznie buraczanego kolorytu, a z głębi dziecięcego jestestwa rozlega się wrzask, stawiający na nogi pół osiedla. Ekspresja emocji (na szczęście pozytywnych również) osiągnęła level ekspert. Nic tylko czekać na wyprawy do sklepu, pierwszą tak bardzo niezbędną miliardową zabawkę i pełne współczucia/potępienia spojrzenia innych klientów, rzucane ukradkiem ponad histeryzującą na posadzce Pulpetową. 
Zmiany nastąpiły również w temacie reagowania na osoby spoza grona domowników. O ile wcześniej nie było żadnego problemu z pojawianiem się gości w domu, teraz sprawa ma się całkiem inaczej. Najważniejsze wówczas jest, by pod ręką była matka, w której to ramionach można się spokojnie powstydzić i ukryć. Po jakimś czasie wstydy jednak odchodzą w niebyt i dziecina rączo rusza ku nowym postaciom, zaczepiając  je na wszelkie możliwe sposoby.
Cała ta intensywność dzienna przekłada się zwykle na w miarę spokojne noce. Zwykle. Bo czasem dziecina obudzi się pełna werwy już po dwóch godzinach. Ewentualnie zrobi pobudkę w okolicach nieboskiej piątej nad ranem. Najczęściej w niedzielę. Jak widać dziecina niewiele robi sobie z faktu, żeby dzień święty święcić i w ogóle siódmego dnia odpocząć. Pocieszam się faktem, że jeszcze tylko kilka lat i to wojskowe czysto budzenie przekształci się w rozleniwione odsypianie całego tygodnia do godzin nieprzyzwoicie południowych. A przecież czas tak szybko leci...
Pozostając w temacie spania - stało się. W końcu. Dziecko ujawniło kolejne geny odziedziczone po mamusi i w ramach genów tych właśnie zaczęło sypiać w najróżniejszych powyginanych pozycjach. Notorycznie się rozkopując oczywiście. O zajmowanych hektarach w łóżku już nawet nie wspomnę. Ale jest! Jest kolejna z tak nielicznych rzeczy po matce <łezka wzruszenia>.
Tak oto wyglądała mniej więcej Nasza jedenastka. Z dnia na dzień dzieć dorośleje, ewoluuje z niemowlaka w hiperżywotną dziewczynkę, którą zapewne na żłobkowe spacery będą wyprowadzać na smyczy, w ramach prewencji. I dbania o serce własne. Niemniej jednak obserwacja owego rozwoju jest niczym najlepszy serial, z często zaskakującymi rozwojami akcji. Aczkolwiek bez irytujących przerw reklamowych się też nie obywa...














Pozdrawiamy, 
P&J


6 komentarzy:

  1. Oj matko poczekaj, a wkrótce Twoje bobo ruszy z kopyta. Już jej niewiele brakuje. Teraz to dopiero zacznie się gonienie za brzdącem. ! :D Wszystkiego dobrego ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :):* Lekka obawa przed tym galopem jest, bo już teraz ciężko jej momentami na zakrętach wyrobić, ale z drugiej strony...na pewno niejedna łezka poleci na widok samodzielnie dreptającego Pulpecika :) Pozdrawiamy!

      Usuń
  2. Super, że Twoja córeczka tak pięknie się rozwija. Mój młody też sobie sam brawo bije :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba warto zacząć z nich brać przykład i zacząć się nagradzać za najmniejsze sukcesy - jak widać przynosi to znakomite efekty :)

      Usuń
  3. Piękne osiągnięcia! Jesteśmy na podobnym etapie a dzisiaj u nas już roczek:) Młody też eksploruje wszystkie płaskie powierzchnie mniej więcej od dwóch miesięcy, ale sam boi się puścić i pójść. Czekamy więc dalej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :) I oczywiście wszystkiego najpiękniejszego dla Synka w tak ważnym dniu, pozdrawiamy serdecznie!

      Usuń