wtorek, 12 maja 2015

Kulawy jednorożec

Patrząc na macierzyństwo z perspektywy mediów, zdawać by się mogło, że czas ciąży, powicia oraz wychowywania Małego Obywatela jest niczym kraina mlekiem i kaszką płynąca. Perfekcyjnie ufryzowana i podrasowana kosmetycznie matka karmi przeradosnego brzdąca, który z apetytem zjada każdą podsuwaną łyżeczkę. Oczywiście wszystko odbywa się w nieskalanej zbędną kroplą pokarmu kuchni. I siedzi sobie taka przyszła matka i gdzieś pomiędzy hormonalną burzą, a próbą likwidacji opuchnięć kończyn różnych tworzy w głowie własną scenkę rodzajową. A to spacer z radosnym i grzecznie siedzącym (!) w wózku dzieciem. A to wspólne posiłki w wychuchanym mieszkaniu, gdzie nigdy, ale to przenigdy nie nastąpisz na zbędny klocek w akompaniamencie dzikiego skowytu i litanii najwymyślniejszych bluzgów, a kurz jest tylko postacią ze złej bajki. Karmienie piersią wydaje się być rzeczą banalną do opanowania, a zmiana pieluchy czynnością wręcz odprężąjącą. Brzdęk! Na świecie pojawia się wyczekiwane Szczęście. Pojawia się też ból popowiciowy, a matka zamiast fontanny endorfin ma w głowie myśli samobójcze. Karmienie odpiersiowe okazuje się syzyfową pracą, która owocuje podaniem przeklętej przez wielu butelki. Wraz z rozwojem dzieciny w zagrodzie zamieszkuje na stałe wszechogarniający chaos, który jest upierdliwy bardziej niż Zus i Skarbówka razem wzięte. Pół garderoby nadaje się do wyrzucenia, upstrokacone odporną na wszelkie zabiegi czyszczące marchewką, drugie pół chowasz z nienawiścią na dno szafy, bo już i tyłek nie ten i ten boczek coś jakby w siłę urósł. Dzień dnia obijasz się o rozesłane malowniczo po chałupie tabuny zabawek. Zmiana pieluchy urasta do rangi kaskaderskiej, kiedy to kolejny raz musisz rzucić się w pogoń za uciekającą wesoło gołopupną dzieciną. Bajka, Panie normalnie bajka. Jednakże to nie wszystko. Pomińmy już ten przysłowiowy burdel, pomińmy obrażenia na linii matka - zabawki. I nawet chroniczny niedoczas też pomińmy, a zmęczenie przemilczmy. Kiedy rodzi się dziecko, Twój mózg otrzymuje dodatkową szufladkę, która zawiera w sobie kilka czarnych teczek takich jak na przykład : strach, poczucie winy, frustracja. Teczuszki są na bieżąco aktualizowane, od momentu kiedy drżącymi rękoma chwytasz po raz pierwszy swoje dziecię. Najgrubsza jest ta pierwsza, strachliwa. Boisz się praktycznie o wszystko, co Twojego Szczęścia dotyczy. Staje Ci serce, kiedy przychodzi pierwszy katar. Kiedy widzisz podejrzaną wysypkę na łydce dzieciny. Kiedy potomstwo zakrztusi się w czasie konsumpcji. Kiedy przypadkiem do dziecięcej buzi trafia kapsułka po witaminie. Kiedy termometr wyświetla ci 37 w górę. Kiedy wśród nocnej ciszy słyszysz nagle pełne żałości zawodzenie, nawołujące Cię do natychmiastowego utulenia po koszmarze, który to się dziecinie przyśnił. Kiedy słyszysz to żałosne, senne  popłakiwanie przez ów koszmar.  Kiedy widzisz kątem rozespanego oka potomka balansującego ochoczo na krawędzi łóżka. Kiedy w trakcie ochoczych galopów po mieszkaniu rozlega się syrena alarmowa i zastajesz dziecinę z guzem na pół czoła. A przecież masz ją cały czas na oku. I tu otwiera się teczka nr 2 - teczka winowajcy. Bo chociaż robisz dla dziecka wszystko, co tylko jesteś w stanie, by zapewnić odpowiednie BHP w trakcie zabawy i ogólnie ujętej codzienności, to ono i tak znajdzie sposób, żeby wygwoździć główką w najbliższą ścianę. Bo czasem nie masz siły/ochoty/weny żeby zblendować to 190 g obiadku i ratujesz się słoiczkowym fast foodem. Bo odwodzisz dziecinę na wszelkie sposoby od późnej drzemki, względem kilku wieczornych chwil dla siebie. Chociaż tu wkraczamy już na zakres teczki trzeciej - frustrata. W ferworze macierzyństwa nie jest czasem łatwo wygospodarować chwilę (taką solidniejszą) for mum only. Niemniej jednak, jeśli tego nie zrobisz prędzej czy później napięcie weźmie górę i puści niczym przyciasna kiecka w najmniej oczekiwanym momencie. A przy okazji oberwie się osobom, które tak naprawdę są Bogu Ducha winne. A w skrajnych przypadkach doprowadzi do tego, że nie będziesz mogła nawet na własne dziecko  patrzeć. A przecież ono jest właśnie tą osobą, która potrzebuje Ciebie, sprawnej, tulącej i pachnącej bezpieczeństwem najbardziej na świecie.
Stosunkowo mało się mówi o tej ciemnej stronie macierzyństwa. Nurty zazwyczaj są dwa. Nurt pierwszy, tęczowy i puchaty, nijak mający się do matkowania w rzeczywistości i nurt drugi, który to macierzyństwo demonizuje. Prawda leży jak zwykle pośrodku, a w dużej mierze do tego, jak się toczy nasza macierzyńska przygoda przykładają się pozostali członkowie rodziny, z Współtwórcą Małego Obywatela/ki na czele. U Nas aktualnie na tapecie rozwalona teczka strachliwa. Mam nadzieję jednak , że jutrzejsza wizyta w przychodni troszeczkę ją jednak przymknie.




Pozdrawiamy,
P&lekko.nie.w.formie.J

2 komentarze:

  1. Macierzyństwo nie jest tak różowe, jak to pokazują w mediach. Ale wystarczy szczerze porozmawiać z innymi mamami i wyłania się całkiem inny obraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w zupełności. Dobrze jest mówić jak jest, bo dzięki temu można uniknąć później niemiłych niespodzianek, a ewentualnie miło się rozczarować ;)

      Usuń