piątek, 22 maja 2015

Kontrola techniczna. Tom trzeci.

Po każdej kontrolnej wizycie w pobliskiej Służbie Zdrowia, data kolejnych odwiedzin wydaje mi się odległa o przysłowiowe lata świetlne. W praktyce jednak czas ten mija w mgnieniu oka i tym oto sposobem prezentujemy dziś pachnące jeszcze świeżością dane techniczne 10,5 miesięcznej Pulpetowej.
Pomimo całej puchatości Najważniejszej Na Świecie, waga nie zmieniła się w żaden znaczący sposób. Na dzień dzisiejszy całe jestestwo Pierworodnej osiągnęło mniej więcej 11 kg. No bez 50 gramów dla uszczegółowienia. Niemniej jednak jest czym bicka matczynego  trenować, zdecydowanie.
Podobnie jak przy poprzednim bilansie, na prowadzenie wysuwa się przyrost wzrostowy - tutaj mamy 3 centymetry na plusie, co w efekcie daje całe 75 centymetrów dziecia. Oczywiście wzrost owy nijak ma się do Pulpetowej garderoby, gdyż tam rozmiarówka hula od sasa do lasa w przedziale 68-86 centymetrów.  W zasadzie nie jest to wielkim zdziwieniem, patrząc na rozpiętość rozmiarów w maminej szafie, których z kolei przedział chwilowo i dyplomatycznie pominę.
Obwód rozczochranej ustawicznie głowy pozostaje na tym poziomie - 46 centymetrów, natomiast klata poszerzyła się o cały 1 centymetr, co daje aktualnie centymetrów 49.
Okolice szczękowe Potomkini liczą sobie dumne 8 ostrych jak brzytwa (sprawdzone i bolesne info) zębiszczy, a jeśli weźmiemy pod lupę aktualne humory, tarcia i lamenty, to za jakiś czas prawdopodobnie stan ten się powiększy.
Wizyta była też istotna z punktu ostatniego zakatarzenia Pulpetowego. Cały zeszły tydzień minął nam pod znakiem inhalacji, zakraplania i syropowania dziecia. A kto ma hiperaktywne potomstwo wie, że inhalacja ww. jest nie lada wyczynem, na dodatek karkołomnym dość w realizacji. Po szybkiej wizycie w przychodni katar i kaszel temu towarzyszący, który pobudzał matczyną wyobraźnię w kierunku najczarniejszych scenariuszy okazał się zwykłą siedmiodniówką. Kontrola wszelakich dróg oddechowych przebiegła jednak pomyślnie i póki co inhalator poszedł w kąt. Ulga nieopisana.
Podsumowując, po raz kolejny cała wizyta u Pani Doktor przebiegła więc bezstresowo, okupiona roześmianym monologiem Pulpecika. Nie licząc oczywiście momentu badania gardła, które samo w sobie jest zabiegiem nieprzyjemnym i znienawidzonym zarówno przeze mniej, jak i przez dziecinę. Co geny to geny jednak.

złapał katar Pulpecinę...
jestę samolotę

hollywoodzki uśmiech nr 5
Pozdrawiamy,
P&J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz