Drogi Mikołaju,
wiem, że od pewnego czasu nasze kontakty trochę się zatarły, ale gdy tylko przeczytasz, co było tego powodem z pewnością mi wybaczysz.
Jako, że z pewnością idziesz z duchem czasu, mogło gdzieś Ci się obić o oko, lub też uchu, że kilka miesięcy temu przyczyniłam się do wzrostu przyrostu naturalnego. Przyrost ten nazwaliśmy Julią. Owa Julia to całkiem, całkiem fajne dziecko, chociaż daje mi czasem popalić (tak wiem, pewnie teraz uśmiechasz się pod wąsem mruknąwszy ciekawe po kim to ma?). Leci nam tak już piąty miesiąc, ba - wkrótce rozpoczniemy już 6. Dziecina rośnie jak na drożdżach, a wraz ze wzrostem wagi rośnie jej poziom chęci do zwiedzania świata na maminych rękach. W związku z tymi chęciami (a jak tu dziecku odmówić, gdy tak donośnie argumentuje swoje racje) stan mojego kręgosłupa zaczął wołać o pomstę do nieba - może masz jakieś dobre sposoby na takie dolegliwości? Wszak sam wiesz najlepiej, jak to jest dźwigać takie słodkie ciężary. Poza tym plecowym niuansem jest w miarę ok. Co prawda po 9 miesięcznym dwupaku zostało jeszcze nadprogramowe tu i ówdzie, ale powiem Ci, że to nawet lepiej. Niedawno przeprowadziłyśmy się na Syberię i taka dodatkowa ochrona zdecydowanie mi się przyda. Jest jednak jedna rzecz, której mi brakuje i tu własnie zaświtała mi myśl, że może Ty coś poradzisz. Mianowicie brakuje mi doby. 24 godzin. Skromnych 1440 minut. Zastanawiasz się, jak to możliwe? Już spieszę z wyjaśnieniem. Aktualnie dni spędzamy we dwie. W porywach we troje. Jednak przeważa funkcjonowanie duetowe. I nie, nie mam dosyć swojego dziecka. Kocham je wszak miłością godną najpłomienniejszych romansów. Lubię, kiedy turlamy się po łóżku. Rozmawiamy. Śpiewamy. Tulimy. Ba, nawet wyrywanie smętnych resztek pociążowych włosów też cierpliwie znoszę. Ale potrzebuję oddechu. Najlepiej takiego, któremu będzie towarzyszył długi i niezmącony żadną interwencją sen. Bo u mnie to towar deficytowy. Szczególnie ostatnio, kiedy moje dziecko zaczęło kiełkować w okolicach dziąsłowych. Owszem, wraz z wielkim wybuchem mój organizm, styrany bo styrany ale przestawił się na tryb non sleep. I owszem, wiem, że co ja w ogóle narzekam. Że inni marzą o dziecku przesypiającym całą noc, z małymi przerwami. Ale te "przerwy" osiągnęły u nas ostatnio liczbę okrągłego miliona. I nie mam tu przecież do dziecia pretensji - wszak od tego (między innymi) jest matka, żeby tuliła na zawołanie. Szczególnie w sytuacji tak upierdliwej jak wspomniane kiełkowanie. Ale...no właśnie. Jednym słowem - jestem na rezerwie. A stacji paliw jakoś nie widać. I tak sobie właśnie pomyślałam, że może Ty pomożesz mi dotankować do pełna? Tak na bogato. Wiem, wiem pewnie rozkładasz teraz bezradnie ręce. Jednak proszę Cię bardzo, pomyśl w wolnej chwili o takim małym prezencie dla mnie. Jedna, maleńka, spokojna nocka. Jeden tyci poranek, kiedy to obudzę się bez głośnej komendy dobiegającej z łóżeczka obok.
Jako, że z pewnością idziesz z duchem czasu, mogło gdzieś Ci się obić o oko, lub też uchu, że kilka miesięcy temu przyczyniłam się do wzrostu przyrostu naturalnego. Przyrost ten nazwaliśmy Julią. Owa Julia to całkiem, całkiem fajne dziecko, chociaż daje mi czasem popalić (tak wiem, pewnie teraz uśmiechasz się pod wąsem mruknąwszy ciekawe po kim to ma?). Leci nam tak już piąty miesiąc, ba - wkrótce rozpoczniemy już 6. Dziecina rośnie jak na drożdżach, a wraz ze wzrostem wagi rośnie jej poziom chęci do zwiedzania świata na maminych rękach. W związku z tymi chęciami (a jak tu dziecku odmówić, gdy tak donośnie argumentuje swoje racje) stan mojego kręgosłupa zaczął wołać o pomstę do nieba - może masz jakieś dobre sposoby na takie dolegliwości? Wszak sam wiesz najlepiej, jak to jest dźwigać takie słodkie ciężary. Poza tym plecowym niuansem jest w miarę ok. Co prawda po 9 miesięcznym dwupaku zostało jeszcze nadprogramowe tu i ówdzie, ale powiem Ci, że to nawet lepiej. Niedawno przeprowadziłyśmy się na Syberię i taka dodatkowa ochrona zdecydowanie mi się przyda. Jest jednak jedna rzecz, której mi brakuje i tu własnie zaświtała mi myśl, że może Ty coś poradzisz. Mianowicie brakuje mi doby. 24 godzin. Skromnych 1440 minut. Zastanawiasz się, jak to możliwe? Już spieszę z wyjaśnieniem. Aktualnie dni spędzamy we dwie. W porywach we troje. Jednak przeważa funkcjonowanie duetowe. I nie, nie mam dosyć swojego dziecka. Kocham je wszak miłością godną najpłomienniejszych romansów. Lubię, kiedy turlamy się po łóżku. Rozmawiamy. Śpiewamy. Tulimy. Ba, nawet wyrywanie smętnych resztek pociążowych włosów też cierpliwie znoszę. Ale potrzebuję oddechu. Najlepiej takiego, któremu będzie towarzyszył długi i niezmącony żadną interwencją sen. Bo u mnie to towar deficytowy. Szczególnie ostatnio, kiedy moje dziecko zaczęło kiełkować w okolicach dziąsłowych. Owszem, wraz z wielkim wybuchem mój organizm, styrany bo styrany ale przestawił się na tryb non sleep. I owszem, wiem, że co ja w ogóle narzekam. Że inni marzą o dziecku przesypiającym całą noc, z małymi przerwami. Ale te "przerwy" osiągnęły u nas ostatnio liczbę okrągłego miliona. I nie mam tu przecież do dziecia pretensji - wszak od tego (między innymi) jest matka, żeby tuliła na zawołanie. Szczególnie w sytuacji tak upierdliwej jak wspomniane kiełkowanie. Ale...no właśnie. Jednym słowem - jestem na rezerwie. A stacji paliw jakoś nie widać. I tak sobie właśnie pomyślałam, że może Ty pomożesz mi dotankować do pełna? Tak na bogato. Wiem, wiem pewnie rozkładasz teraz bezradnie ręce. Jednak proszę Cię bardzo, pomyśl w wolnej chwili o takim małym prezencie dla mnie. Jedna, maleńka, spokojna nocka. Jeden tyci poranek, kiedy to obudzę się bez głośnej komendy dobiegającej z łóżeczka obok.
Ściskam,
P.
P.S. A gdybyś miał tam gdzieś na magazynie jakiegoś zapomnianego Aliena od Thierry`ego i zdecydowałbyś się w ramach skromnego pocieszenia podrzucić go pod naszą choinkę, byłabym w 10 niebie.
P.S 2 Tak piszę o sobie, ale jest jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz. Gdybyś mógł szepnąć słówko w odpowiednich kręgach, tak żeby mojej Bubie słodkiej ten ząb dziadowski w końcu wylazł na światło dzienne i dał bidulce odsapnąć. Proszę, proszę, proooooooszę....
P.S 3 Co prawda nie wiem, kiedy odczytasz tą wiadomość, ale życzę Ci dobrej zabawy na jutrzejszych imieninach u Andrzeja, pewnie dacie nieźle czadu - wszak i Twoje święto już za pasem:)
P.
Oj taka dodatkowa doba to by się przydała chyba każdej mamie :-). Ja też jestem ciągle w niedoczasie, a odkąd wróciłam do pracy, to już całkiem. Od porodu jeszcze nie przespałam normalnej nocy, ciągle wierzę że to kiedyś jeszcze nastąpi :-).
OdpowiedzUsuńEch, jeszcze tylko kilka lat i może, może coś się uda odespać ;)
UsuńŚwietny tekst!:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń