Czyli z lekkim poślizgiem o darach od naszego drogiego Koli dla panny Pulpetówny.
Korzystając z tego,że moje szatańskie (w dalszym ciągu) dziecię padło snem sprawiedliwego szybciutko dziś o tym, że owszem Święty Mikołaj o Syberię też zahaczył. I zostawił to i owo dla szacownej Potomkini. Swoją drogą niezłe toto ma koneksje, skoro w całej swojej szatańskości jeszcze na tyle dobrze z Mikołajem żyje, że jej podarki różne przynosi. A matkę pomija (drogą dedukcji ustaliłam, że to na pewno z powodu wora bluzgów na porodówce takie wykluczenie). Ale do rzeczy...
Zaczęło się tradycyjnie - wieczorem ustawiłyśmy obuwie nasze, w oczekiwaniu na tajemnicze podarki z Północy. Po czym udałyśmy się na spoczynek (w sumie dość szumnie powiedziane, w związku z diablęciem urzędującym w pobliskim łóżeczku).
w oczekiwaniu... |
Nastał ranek. Półprzytomna matka, uświadomiwszy już sobie primo pierwsze gdzie jest, primo drugie jaki jest dzień tygodnia poleciała sprawdzać, co też tam w nocy za dobra Siwobrody nam podrzucił. I o ile matka zastała na obuwiu własnym może ciut więcej kurzu, tak obuwie Pulpetowej wzniosło się na wyżyny z powodów prezentów rozmiarowo pokaźnych. Wyglądało to mniej więcej tak:
daaary, dary Koli.... |
Jak widać, Mikołaj nie bawił się w półśrodki. I tak oto młodzież moja osobista wzbogaciła się o przesłodką miśkę Beti:
oraz o równie uroczy, smakowity komplet pościeli:
Najpierw o miśce. Beti (chociaż uznaliśmy że B na sweterku jest na cześć naszej Buby właśnie) to jedna z kilku dziewczyn, które dostępne są w rossmanowskiej, corocznej (aktualnie już 9!) akcji charytatywnej "Kup misia". W tym roku wszelkie monety zebrane w związku z miskami lecą do Kliniki Pediatrii Rehabilitacji Instytutu Matki Polki w Łodzi. Cel szczytny. A wiadomo, że matka (tfuuuu, Mikołaj oczywiście) oprócz słabości do swojego dziecia, ma słabość do pomagania dzieciom innym, którym to Pan Bozia czasem poskąpił tego lub owego. Tym sposobem właśnie miśka trafiła do naszej zagrody. Muszę przyznać, że od pierwszego spojrzenia wpadła mi w oko. Przez to B na sweterku. B jak Buba. Zresztą cały ałtfit jest bardzo gustowny, mało tego, dziewczyna nie ubiera się w byle co - ciuszki nówki sztuki wprost spod igieł i nożyczek Bohoboco. Ubranko jest ściągalne, także miśkę możemy też podsunąć dzieciowi w wersji au naturel, szarą mięciuchną i idealną do turlania się po łóżku.
no chodź, chodź do Julci... |
Ooo Beti, Ty wariatko...no boki zrywać po prostu. |
A teraz serio, to skąd ten kozacki sweterek? A rozmiar? Eska? No szkoda, szkoda... |
A teraz czas na drugą część giftu - pościel. A było to tak. Zobaczyłam. Przepadłam. Dałam cynk Koli. I tak do Nas właśnie trafiła. Urokliwy komplecik został stworzony przez Pokochaj Minky. Przyznam, że trafiłam do nich zupełnym przypadkiem, wiadomo matczyne przeglądarki internetowe mają tendencję do przekierowywania w te najniebezpieczniejsze, urocze strony z oprzyrządowaniem okołodzieciowym. Wzór, w którym kokosi się aktualnie nasza Pulpetowa zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia, kolorowy, na wskroś dziewczyński, i te muffiny (być może pernamentna dieta podświadomie dała o sobie znać). I o ile zwykle staram się te "większe" rzeczy kupować w barwach neutralno - bezpiecznych (bo a nuż Bubie trzeba będzie kupić kiedyś koszulkę Big Sister) to tu poszalałam z przytupem i dziewczyńsko właśnie(Mikołaj się znaczy poszalał). Zgodnie z obowiązującymi trendami w dziedzinie pimp my łóżeczko, z jednej strony mamy tu solidną bawełnę, z drugiej przytulne minky.
Zarówno kołdra, jak i poduszka mają powszywane na jednym z boków wstążeczkowe metki, idealnie nadające się na miętolenie w np. ząbkującej paszczy.
Póki co, pościel sprawdza się znakomicie (przeszła już nawet chrzest bojowy w postaci awarii ogrzewania). Pranie zniosła równie dzielnie, nie blaknąc ani nie prując się w najmniejszym nawet stopniu. Kształty również pozostały w formie pierwotnej, nic się nie zbiło, skulkowało itp. Dlatego mam nadzieję, że nasza współpraca będzie przebiegała równie dobrze, jak sam jej początek. Mankament całego zestawu jest tylko jeden i jest to odczucie moje subiektywne - mianowicie sama poduszka wydaje mi się ciut za puchata. Aczkolwiek z biegiem czasu, jak to poduszki mają w zwyczaju, prawdopodobnie dojdzie do bardziej przyklapniętej formy :). Najważniejsze jednak jest to, że dziecię zadowolone. A przynajmniej takie sprawia wrażenie...
Uff, i to by było tyle w temacie 6 grudnia...Czas wrócić do szarej, egzorcystycznej rzeczywistości.
Pozdrawiamy,
P& diabelska J
Ale fajne gifty :-)!
OdpowiedzUsuńA dzięki, dzięki, jak widać Mikołaj ma słabość do Julki, nawet kiedy jest złem wcielonym ;)
UsuńAle słodka babeczka :D
OdpowiedzUsuńDziękujemy, dziękujemy :)
Usuń