czyli jak sprowokować matkę do rytualnego morderstwa.
Powszechnie wiadomo, że kiedy już wejdziemy w posiadanie dziecia przecudnego i własnego podejście do reszty świata staje się, delikatnie rzecz ujmując twardsze. Bronimy z trudem wypchnięte po kilkunastu godzinach cudo przed nawałem zarazków przybywających w gratisie z hurmowym najazdem rodziny. Tulimy. Okrywamy 500 razy w ciągu nocy, bo dziecina odkryła uroki robienia świecy w półśnie. Smarujemy obolałe kiełkowaniem dziąsła. Głaszczemy. Śpiewamy. Gotujemy z poświęceniem papki z wybieganych przez pół miasta ekologicznych marchewek. Jednym słowem robimy wszystko, żeby to nasze potomstwo rosło zdrowo, szczęśliwie i puchato. I tu właśnie pojawia się punkt zapalny, wymuszający z czasem grzecznościowe uśmiechy poprzez zaciśnięte matczyne zęby, tudzież całkiem realne wizje przypadkowego zepchnięcia postaci z czwartego piętra. Z przypadkowo wbitym nożem w plecy. Ale do rzeczy...
Zacznę od tego, że owszem moje dziecię ułomkiem żadnym nie jest i tego stanu rzeczy świadoma jestem doskonale. Mało tego, jak na niespełna 5,5 miesięczną panienkę ma ona kształty dość bardzo opływowe. Aczkolwiek te wszystkie fałdki, dołki i inne obłości są wpisane zwykle (bo owszem, są i niemowlęce drobinki, sama widziałam!:)) w naturę wczesnodziecięcą i w żadnym wypadku nie widzę w tym powodu, żeby w związku z tym dziecku wypominać na każdym kroku, że jest grubaskiem. Tłuścioszkiem. A nawet grubasidłem (wrrr! - i tu podziękowania dla jakże kreatywnej służby zdrowia w postaci pielęgniarki środowiskowej za w*urw budzący bardziej niż podwójne espresso). Można powiedzieć, a czego Ty się głupia czepiasz? Wszak to tylko niewinne żarty. Niewinność niewinnością, ale wszystko za często powtarzane powszednieje. A idąc dalej - zaczyna po prostu wkurzać.
Podobno dzieć zdrowo rozwijający się powinien potroić swoją wagę urodzeniową w przeciągu pierwszego roku życia. Moja Pulpetowa (na oko szacując) dobije do tego zapewne w okolicy 7 , 8 miesiąca. I wcale wyrzutów sumienia mieć nie będę. Bo przecież widzę moje dziecko codziennie. Widzę, jak pięknie się turla. Pełza (odrobinkę, ale jest!) Macha wszystkimi dostępnymi kończynami.
Próbuje siadać. Podciągać się. A przy tym wszystkim śmieje się w głos. Jest szczęśliwa i ruchliwa na tyle, na ile pozwala jej stacjonarny styl bytu.
Konsumpcja u nas też w 100% wiekowej normie (no lubię czasem tak tabelkowo spojrzeć, co zrobić) . Ba, wszak 5,5 miesiąca to już poważny wiek i Potomkini sama decyduje, kiedy to czas konsumpcję zakończyć. Albo nawet jej nie zacząć (czytaj papka warzywna mozolnie ublendowana prez matkę). Nie wyobrażam sobie zresztą, w jaki sposób można dziecko nakarmić na tzw "siłę". W naszym przypadku to by po prostu nie przeszło - a tapetę z marchewki/kleiku doczyścić dość trudno. O dopraniu garderoby dzieciowo - matczynej nie mówiąc nawet.
Tak czy inaczej, dla mnie osobiście moja pierworodna jest najpiękniejszą krągłością w całej galaktyce. Ze swoją drugą bródką. Puckowatymi, słodkimi, do zjedzenia wręcz policzkami. Okrągłymi kolankami, które tak miło połaskotać. I kiedy ktoś mi po raz pierdyliardowy zakłóca tą idealistyczną wersję pospolitym grubaskiem, to krew mi zaczyna niebezpiecznie bulgotać...
Podsumowując...Drodzy bezdzietni (albo i dzietni, ale nas odwiedzający) - rozumiemy wasze dobre chęci, ale pamiętajcie, że nimi to właśnie piekło jest wybrukowane. Słownik języka polskiego obfituje w wiele przyjemnych określeń dla takiego małego człowieka, niekoniecznie jednak powiązanych z jego tuszą. A i jeszcze jedno - pamiętajcie, że to KULA właśnie jest kształtem doskonałym. Piękna, obła (niczym Pulpet) kula....:)
Pozdrawiamy,
P&J
Hahhaha, napisałam kiedyś bardzo podobny post :) Niemowlęta mają mieć fałdę szyjną, ponoć, to fakt :D A resztą.... Cóż.... Zbyt okrągłą trzylatką bym się przejmowała, ale żeby niemowlęciem? Eeee...
OdpowiedzUsuńPamiętam, pamiętam - wychodzi na to, że na każdą matkę mającą w posiadaniu obłe niemowlę nadchodzi czas,by dać sobie upust w temacie, po czym spokojnie wrócić do turlania się z uroczo puchatym potomstwem ;)
UsuńWażne, że młoda je, rośnie i zdrowo "się chowa". Mój Gibonik przez kilka miuesięcy był niejadkiem, taką drobinką właśnie, a teraz sam krzyczy "Am, am" :-).Dziecko samo wie, ile jedzenia potrzebuje.
OdpowiedzUsuńNo własnie też wychodzę z tego założenia, tym bardziej, że jak już mówiłam na siłę dziecka mego nakarmić się nie da. Ech ta matczyna nadwrażliwość na krytykę... ;)
UsuńWiększość niemowląt ma fałdki, normalna sprawa. A jak zaczynają chodzić to nagle smukleją. :)
OdpowiedzUsuń