A zwykle wygląda to tak... Rodzimy dziecię płci żeńskiej. Dziecię rośnie. I rośnie. I jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, przy płci pierworodnej pozostaje. I ta oto płeć odkrywa nagle zasoby łazienkowo - kosmetyczne swojej rodzicielki. I cichaczem (początkowo), a później już całkiem oficjalnie zasoby te zaczyna wypróbowywać na skórze własnej. Skutki są różne - bardziej lub mniej malownicze. A później rola się odwraca. Matka gubi się gdzieś w gąszczu marketingowych chwytów producentów kosmetycznych i zaczyna opierać się na tym, co dziecię ma we własnym już kosmetycznym zasobniku...I tak oto urodowa przygoda kołem się toczy.
U nas zaczęłyśmy od etapu nr 2 - podbierania kosmetyków przez matkę rodzicielkę. Kosmetyki dla dzieci używałam w zasadzie jeszcze zanim dorobiłam się własnego Pulpeta, ale dzięki temu nabytkowi grono to się powiększyło o kilka pozycji. A portfel zachował kilka monet. Tak więc:
Numer 1:
Mixa Baby, Łagodząca woda oczyszczająca bez spłukiwania.
Dedykowana specjalnie do delikatnej skóry niemowląt. Wzbogacona w glicerynę, aby jednocześnie oczyszczać, nawilżać i pozostawiać skórę dziecka świeżą, miękką i elastyczną. Przeznaczona również dla mam z wrażliwą skórą - do demakijażu i oczyszczania.
Przyznam, że od dłuższego czasu jest to mój ulubiony kosmetyk do okolic twarzowych. Co prawda moja cera do specjalnie kapryśnych nigdy nie należała, ale fochy czasem się zdarzają. A o przyschnie, a to się złuszczy, albo rozświeci niczym miliony monet. Mixę stosuję zamiast toniku, przy zmywaniu makijażu, ewentualnie ot tak, dla odświeżenia facjaty. Nie podrażnia nic a nic (a bywało i tak z dziecięcymi kosmetykami), nie spina. Co ciekawe, w moim przypadku polepszyła również kondycję rzęs, które to z natury są jakości lichej, skłonnej do migracji. Ot, taki mały bonus.
Numer 2
Ziaja, baza dermatologiczna z tlenkiem cynku
Kiedy kompletowałam wyprawkę dla Pierworodnej, pani w sklepiku Ziai zaproponowała mi dodatkowo właśnie tą bazę. Niewątpliwie był to dobry wybór, szczególnie, że baza charakteryzuje się sporym opakowaniem, a jak wiadomo przy małym dzieciu ekonomia ma znaczenie. Baza przeznaczona jest do podpieluszkowej pielęgnacji skóry niemowląt i dzieci, ale również jest odpowiednia dla dorosłych przy pielęgnacji wymagającej aktywności antybakteryjno - ochronnej (trądzik, otarcia mechaniczne). Zapewnia długotrwałą ochronę przed wilgocią, redukuje odparzenia i zmiany trądzikowe, łagodzi otarcia, zaczerwienienia i swędzenie.
U Pulpetowej używałam jej w przypadku jakiegokolwiek zaczerwienienia w okolicach pośladkowych. Na szczęście nie zdarzały one się nazbyt często, a jeśli już to baza rozprawiała się z nimi w mgnieniu oka. U mnie natomiast baza służyła w przypadku pojawienia się jakiegokolwiek niechcianego gościa na twarzy. Ot, po wieczornym odszpachlowaniu zasmarowywałam dziadostwo i rano było już lepiej, dziad był zredukowany a zaczerwienienie nie było aż tak widoczne. O, i jeszcze jedno - baza znakomicie nadaje się na łagodzenie podepilacyjne. W moim przypadku jest to pierwszy kosmetyk, który tak skutecznie zapobiegł wysypowi czerwonych kropeczek tu i ówdzie. Minusem dla niektórych może być konsystencja bazy, która jest dość ciężka do rozsmarowania, aczkolwiek jest to chyba charakterystyczne dla produktów tego typu. Jej działanie wynagradza jednak trudności aplikacji. No i cena (poniżej 10 zł zwykle) również zachęca do wypróbowania.
Numer 3
Rossmann, Babydream, żel do mycia ciała i włosów
Zawiera pantenol i wyciąg z rumianku, które mają za zadanie dbać o wrażliwą skórę naszego dziecia w czasie codziennych ablucji. Żel faktycznie sprawdza się bardzo dobrze - nie powoduje podrażnień, nie wysusza, nie szczypie w oczy (co przy chlapiącym na prawo i lewo dziecięciu jest niezwykle łatwe do sprawdzenia). Opakowanie spore (500ml), cena kusząca (ok 10 zł), wydajność również bardzo przyzwoita. Podkradam go systematycznie, pomimo własnej baterii żelów pod prysznic. Z racji nieprzesuszania (a co za tym idzie ewentualnej rezygnacji z maziania się czymś pokąpielowym) sprawdza się przy prysznicu z niecierpliwą widownią, ledwo wytrzymującą fakt 5 minutowej matczynej ablucji.
Numer 4
Rossmann, Babydream krem ochronny przed wiatrem i zimnem dla niemowląt i dzieci
Standardowo dla serii dzieciowej krem ma w składzie rumianek oraz pantenol, które mają chronić i dbać o dziecięcą buźkę. Dodatkowo mamy tutaj jeszcze oleje: z awokado i słonecznikowe dodatkowo pielęgnujące skórę. Zapach - również typowy dla Babydream`ów, delikatny i przyjemny. Używamy z Pulpetową przed każdym spacerem (no prawie przed każdym, gdyż aura ostatnio zmienia się jak w kalejdoskopie). Wchłania się szybko, o dziwo nawet na mojej, mieszanej cerze, która zwykle na treściwsze kremy reagowała błyskiem godnym balu sylwestrowego. Rolę ochronną spełnia dobrze, testowałam osobiście czyniąc ekspozycję twarzową na mrozie zarówno z, jak i bez kremu. I to na Syberii. Także jak najbardziej polecam, tym bardziej, że koszty smarowidła są naprawdę niewielkie (coś koło 5- 6 zł chyba)
Numer 5
Chusteczki nawilżane dla niemowląt. Punkt zbiorczy, bez wyszczególnionych firm.
W zasadzie temat rzeka. Czynnikiem decydującym o tym, czym będziemy podcierać (m.in) okolice pupne Pierworodnej jest oczywiście cena. Przebrnęliśmy w tym temacie przez cały korowód firm, trudno wybrać tą jedyną, ponieważ dzieć mój ma tyłek dość twardy (dobrze rokuje na przyszłość) i żadne chusteczki nie wywołały skutków ubocznych typu podrażnienia, zaczerwienienia czy inne dziadostwa. Ja chusteczek używam z kolei do wstępnego zmywania makijażu (zasadniczo już od kilku lat), odświeżania facjaty, rąk, przecierania na szybko mebli, czasem nawet i zlewu w łazience, szybkiego czyszczenia obuwia przykurzonego spacerem...Kreatywność w wykorzystaniu chusteczek rośnie zresztą systematycznie, bazując na potrzebie chwili.
Oczywiście fakt podkradania tego i owego córce własnej nie zmienia faktu, że mam naturę konsumenta idealnego, który zawsze da się skusić na superhipermegapromocję czy jakąś nowinkę robiącą cuda niewidy z poszczególnymi częściami ciała. Dlatego też zwykle moja łazienkowa półka ugina się pod nadmiarem kosmetyków wszelkich, które mniej lub bardziej trafiły w mój gust. Jednakowoż kosmetyki dla dzieci są dla mnie pewniakami, które w razie potrzeby uratują przymasakrowaną jakąś nowinką skórę. A te, które my aktualnie używamy są znakomitym przykładem na to, że to co dobre, nie zawsze musi doprowadzać do płaczu nasz portfel.
Pozdrawiamy,
P&J
zdjęcia: uprzejmość internetów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz