poniedziałek, 5 stycznia 2015

Telegraficznym skrótem...

gdzie byłyśmy, jak Nas nie było i dlaczego czasem warto zrobić sobie dobrze, zostawiając laptopa w domu. 
Ani się człowiek nie obejrzał, a już ma za sobą niemalże tydzień nówki sztuki 2015. A oddechu nijak czasu nie ma jak złapać. Ale od początku...
Z racji tego, że moja własna osobista rodzina rozsiana jest po różnych, niekoniecznie pobliskich miastach zaraz po przetrawieniu wigilijnej strawy ruszyliśmy w nasze zwyczajowe tour de Pologne. Trasy mijały szybko, obiady, kolacje i inne konsumpcje świąteczne również, a my w końcu zakotwiczyliśmy u Babci Kujawskiej, co by mogła się pierworodną wnuczką nacieszyć. I rodzicom styranym odpoczynku ciut zapewnić. Niestety, sprawa się rypła. Dziecina w ramach Bożonarodzeniowego cudu aktywowała swoją ciemną stronę mocy i kilkadziesiąt razy dziennie donośnie informowała całą wieś, jak to jej źle, niedobrze, jak swędzi, jak boli i że ona tych zębów to nie chce. W ramach pacyfikacji pakowaliśmy maruderkę w wózek/fotelik/samochód i ruszaliśmy w trasę, która to na dziecinę działała kojąco i wywoływała długotrwały napad drzemki (Bogu dzięki!). 
Sylwestra też odbębniliśmy. Romantycznie. We dwoje (!!!) . Tradycyjnie, w akompaniamencie morskich fal, które to miały nas zrelaksować i dać kopa do działania okołopulpetowego. Miały... Wszystko skończyło się na rozczulaniu się nad fotosami pierworodnej i tęsknocie rosnącej z każdą minutą. Ot, rodzicielstwo. Ale co łyknęliśmy sobie jodu, to nasze. A gdy wróciliśmy do domu...cóż, pół godziny i już witaliśmy się ze starymi, dobrymi myślami samobójczymi - nowy rok na dziecinie nie zrobił bowiem żadnego wrażenia i pozostała ona w swojej szatańskości cała zdrowa i wrzaskliwa. 
W całym tym galimatiasie wszelkie sprawy okołointernetowe w naturalny sposób usunęły się gdzieś tam w przykurzony kącik. I przyznam się, że takie małe ciche dni bardzo nam się przydały i wprowadziły świeży powiew do naszej znajomości. Jako, że wróciliśmy już w końcu na stare śmieci, matka odkurzyła czule laptopa i przyrzekła sobie nadrobić to i owo w internetach, co by ludzie o nas nie zapomnieli. Ewentualnie odetchnęli z ulgą (że się ich przykładowo nie tyczy, albo że tyczy i sami nie są), czytając perypetie Pulpetowej. I matki jej osobistej. Także tego... Witamy w nowym roku i zapraszamy na nowy sezon Pulpetowa :). Tymczasem kilka zdjęć z naszych eskapad zbiorczo nazwanych Pulpet on tour :


Zdrowotnie, tężniowo...


W Piernikowie...


Ruina Krzyżacka


Gdańsk zawsze na propsie


Gdy nie ma dzieci wkoło...


Raj każdego pyrożercy


Klasyk sylwestrowy w warunkach polowych

Witaj nowy roku!
Pozdrawiamy noworocznie,
P&J

2 komentarze:

  1. Dobrze, że córcia tak fajnie znosi podróże. Dla nad każdy wyjazd powyżej 10 km to stres :-p.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mówię hop - kto wie czy jej się z czasem nie odmieni, wszak kobieta zmienną jest ;)

      Usuń