Nie jest żadną tajemnicą, że w dzisiejszych czasach bez internetów jesteśmy jak bez przysłowiowej ręki. A nawet i dwóch. Mało tego, cała nasza rzeczywistość z dnia na dzień staje się coraz bardziej skomputeryzowana - robimy sobie reset, czasem zdarzy się jakiś error, a wszelakie wydarzenia w naszym życiu są zwykle in progress. W (nie)znakomitej większości leczy nas dr Google, którego zwykle diagnoza sprowadza się do tego, że ten upierdliwy ból głowy to na pewno jakaś odmiana nowotworu, a z tą wysypką na ręce powinniśmy już dawno nie żyć. Portale społecznościowe pozwalają nam na dzielenie się wszystkim ze wszystkimi bez potrzeby wychodzenia na przysłowiowe piwerko/kawkę/cokolwiek. Lajkujemy, szerujemy i obstatusowiamy nasz żywot. Szybko, wygodnie i w dresiku robimy przegląd wydarzeń na świecie, zwykle dając upust swoim emocjom komentując uszczypliwie to i owo, bo przecież moja racja jest najwszystko.
Oczywiście internety ułatwiają nam też codzienność. Jednym kliknięciem możemy załatwić zakupy, rachunki czy wizytę u lekarza. Ba, możemy nawet pogadać z psychologiem przez Skype`a, czy też udoskonalić swoje kwalifikacje życiowo - zawodowe dzięki bogactwu kursów on - line. Jak się niedawno dowiedziałam , możemy też dowiedzieć się kilka nowych rzeczy na temat naszej osobowości, bez konieczności korzystania z pomocy profesjonalnej. Ot, klikamy w odpowiednią aplikację i proszę bardzo, okazuje się, że nasze lajczki i statusy dają nam obraz tego, jacy jesteśmy. Ciekawe? Nie wątpię. Temat zainteresował mnie ciut z punktu zawodowego, aczkolwiek głównie wrzuciłabym to do szufladki z rozrywką parapsychologiczną. A więc do rzeczy.
Zacznijmy od strony teoretycznej. Sama koncepcja internetowego badania osobowości za pomocą aplikacji opiera się na tzw. Wielkiej Piątce, która to Piątka jest podstawą podstaw w naszym psychologicznym światku. Jak sama nazwa wskazuje ten model osobowości tyczy się 5 różnych wymiarów, takich jak: neurotyczność (która jednym biegunem jest stabilność emocjonalna, natomiast drugim emocjonalne niezrównoważenie, czyli krótko mówiąc dotyczy tego, jakie emocje nami rządzą - pozytywne czy negatywne) ekstrawersja (dość powszechnie znane określenie, które dotyczy po prostu do tego, jak wyglądają nasze kontakty z innymi ludźmi, zarówno pod względem jakości, jak i ilości, a także jaki poziom aktywności i pozytywnych emocji reprezentujemy na co dzień), otwartość na doświadczenia (pokazującą, jak reagujemy na nowości w naszym życiu, a także czy potrafimy takie nowości wartościować na plus dla Nas), ugodowość (znów mamy tu temat kontaktów z innymi ludźmi, tym razem z perspektywy nastawienia (na +/-) do nich) oraz sumienność (powiązaną z kolei z tym, czy jesteśmy wytrwali w dążeniu do wyznaczonego celu czy też słomiany zapał to nasze drugie imię, a także poziomu naszego zorganizowania).
Wychodząc naprzeciw cyberużytkownikom żądnym wiedzy o samym sobie naukowcy (i to nawet z wątkiem polskim, gdyż jednym z twórców jest dr Michal Kosinski, psycholog robiący karierę w murach prestiżowego Cambridge). stworzyli aplikację myPersonality, która na dzień dzisiejszy użytkowana jest poprzez miliony użytkowników na całym świecie. Aplikacja ma za zadanie przedstawienie nam własnego, osobistego poziomu cech, które zawarte są we wspomnianej wcześniej Piątce. Badania, które były przeprowadzone przy okazji tworzenia aplikacji wykazały, że wszelkie treści fejsbukowe, które powiązane są z naszą osobą, są lepszym wyznacznikiem tego jacy jesteśmy niż to, co uważają o Nas znajomi. Zasadniczo takie wyniki mogły być do przewidzenia - wszak w internetach jesteśmy nie raz i nie dwa odważniejsi i bardziej otwarci niż stojąc z kimś twarzą w twarz. Osobiście jestem sceptykiem w kwestii takich internetowych pomiarów cech osobowości, spraw okołopersonalnych czy też zdrowotnych. Tym bardziej jeśli zahaczają o portale społecznościowe. Z jednej strony w internetach czujemy się ciut bardziej "do przodu" i łatwiej nam przychodzi dzielenie się wszelkimi treściami, z drugiej jednak zdarza się, że lajkniemy komuś coś, bo po prostu chcemy mu sprawić przyjemność, skomentujemy bo wypada, albo polecimy typem like za like, nie zawsze zupełnie zgodnie z naszymi zainteresowaniami. Myślę, że tego typu aplikacje, służace do autodiagnozy mogą trochę mieszać w realnym, diagnostycznym świecie. Nierzadko zdarza się przecież, że obywatel, po internetowych weryfikacjach swoich dolegliwości idzie do lekarza przedstawiając mu od razu objawy, diagnozę i leczenie, zwykle zanim to medyk zdąży choćby usta otworzyć.
Słowem kluczem, które podsumowałoby najlepiej dzisiejsze cyberwynurzenia zostaje więc DYSTANS. I to przez duże De, żeby co niektórzy z obywateli obowiązkowo dodali sobie to słowo do słownika wyrazów użytkowych. Zostawmy diagnozy lekarzom, cechy osobowości psychologom, a sami zapakujmy najlepiej dziecia w wózek i idźmy na spacer, co by znakomitą kondycję psychoficzną podtrzymać i to bez specjalistycznego wspomagania.
Pozdrawiamy,
P&J
Dystans jest zdrowy :-).
OdpowiedzUsuń