(...) Było piękne, wiosenne popołudnie. Matka nucąc sobie cichutko pod wąsem zmywała poobiednie gary. Wtem, gdzieś pomiędzy szczękanie naczyń i szum wody wkradł się nowy dźwięk. Sapiący i pełen nieskrywanego wysiłku. Zaniepokojona matka rzuciła okiem za pobliski róg. To co ujrzała zaparło jej dech w oplutej zupką piersi. Jej osobista Potomkini RACZKOWAŁA dumnie poprzez prerie przedpokoju wprost do matczynej nogi. Kurtyna. Oklaski. Bis. Od wczorajszego popołudnia powtarzany z dziką radochą kilkaset razy. Nie ma co, talent po mamusi. Do robienia wszechogarniającego chaosu również.
Pozdrawiamy z podłogowych nizin,
P&J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz