środa, 15 października 2014

+ 3200 g gratis!

Z takiej to promocji miesiące świetlne temu skorzystaliśmy razem z Panem Mężem. A jak powszechnie wiadomo promocje są różne. Mniej lub bardziej korzystne dla nabywcy. Czasem nawet okazuje się, że nabyty towar jest najprostszym w świecie bublem, który ktoś, korzystając z naszej naiwności wepchnął, zacierając przy tym z uciechy rączki. Jednak bywa również i tak, że ta nasza promocja urośnie do rangi okazji życia. I Panu Bozi dzięki, my właśnie tak trafiliśmy. Ale od początku...
Zaczęło się całkiem niewinnie - od dwóch niewielkich kresek. Niby nic, ale dla takich nowicjuszy jednak bardzo wiele. Chyba nic jeszcze nie wzbudziło tak szerokiego wachlarza emocji, jak właśnie wspomniane dwie proste. Emocje jednak okrzepły, zaczęło się wielkie wyczekiwanie. Niestety (a właściwie i ufff, stety) daleko Nam było do medialnego puchatego i kolorowego wzorca przyszłych rodziców - dziecko podglądałam zwykle w pojedynkę, czując na sobie współczująco-karcący wzrok innych par, kiedy to czekałyśmy sobie spokojnie w kolejce do pana doktora. Nie oprawialiśmy w ramkę poszczególnych zdjęć z USG, bo po prawdzie niewiele tam widzieliśmy. Wierzyłam po prostu panu doktoru , że o tu rączka,o tu nóżka, że oooooo będzie córa. Jeździliśmy przez pół Polski na wycieczki ( bez obłożenia przyszłej matki poduszkami na wszelkie możliwe strony). Jedliśmy co nam się żywnie podobało, nie zawsze z dobrym skutkiem (ale chociaż człowiek się dowiedział, że dziecię chińszczyzny stanowczo nie preferuje). Dyskutowaliśmy we trójkę na bieżące tematy. Matka edukowała się ambitnie, turlając się do stolicy na zajęcia o nieboskich godzinach pociągami. Kochaliśmy Pulpeta bezwarunkowo, chociaż nie raz i nie dwa nie dawał matce pospać w nocy, uskuteczniając różne cyrkowe wygibasy. Po długich prośbach i namawianiach, myciu podłóg i grach w kosza, Julka postanowiła pooglądać jednak świat z drugiej strony brzucha. I wtedy wyszło szydło z worka....
Okazało się, że Pan Mąż jest (oprócz bycia znakomitym Panem Mężem) znakomitym ojcem. Pierwszy wziął nowopowite dziecię na ręce (notabene ciut przerażony tradycyjną Pulpetową czkawką) nosił, podawał, tulił, zjadał znienawidzoną przeze mnie zupę mleczną, słowem robił wszystko coby styrana porodem matka miała jak największy komfort w średnio przyjaznych jednak szpitalnych warunkach. Po powrocie w domowe pielesze też niejednokrotnie ratował matczyny tyłek (i higienę) pakując dziecko do karocy i wywożąc w celach spacerowych, dając tym samym czas na chwilę oddechu pod prysznicem. Ablucje naszego Szczęścia również z miejsca zostały przejęte przez tatę (na szczęście, gdyż ja na samą myśl miałam blady strach w oczach). Instalacja dziecka w samochodzie - tatuś. Wepchnięcie do słodkiej buźki witaminy - tatuś. I tak dalej, i tak dalej...
Jednakże drogi Czytelniku nie myśl sobie, że nasz trójkowy żywot był (i jest) li i jedynie słodko-pierdzącą sielanką. Decydując się na dziecko, decydujesz się na zszargane nerwy, często nieprzespane noce i nieustanne, bardziej lub mniej świadome drżenie o tą małą puchatą istotkę. I nie myśl sobie, że nie ma to wpływu na własną, osobistą relację damsko-męską. Nie raz i nie dwa rodzice wracają do korzeni człowieczeństwa, powarkując na siebie dość wrogo. I nieraz strzeli Cię przysłowiowa cholera, kiedy Ty wstajesz po raz milionowy do kwilącego dziecięcia, a Pan Mąż błogo przekręca się na drugi bok. Tak, tak...na rodzicielskim rejonie nie zawsze jest kolorowo. Ale w jednym zawsze będziecie się zgadzać - w bezwarunkowej miłości do tego małego, marudnego człowieczka. I tak właśnie jest u Nas. Z perspektywy czasu patrząc, to nie odległość, nie długie nie widzenie się czy różnica w poglądach są sprawdzianami dla trwałości związku. Prawdziwy egzamin przychodzi, kiedy to z prostego 1+1 nagle wynika nie 2, a 3. I ten egzamin trwa nie godzinę, nie dwie a (co najmniej) 18 lat. Póki co jesteśmy w trakcie zaliczania części niemowlęcej. I idzie nam to chyba całkiem, całkiem nieźle.
I z tego oto miejsca całujemy i obśliniamy (to córka) Pana Tatę, który to w chwili obecnej zarabia ciężko miliony monet na nasze m. I Gerbera.

Pozdrawiamy,
P&J


2 komentarze:

  1. To prawda, że po urodzeniu się dziecka, świat rodziców zmienia się o 180 stopni. Ale najważniejsze, by w miłości do dziecka i codziennym zmęczeniu, nie zagubić pozytywnych uczuć do partnera. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się :) Dlatego też w tym całym zamieszaniu zawsze staramy się znaleźć też chwilę tylko dla Nas - chociaż i tak kończy się zwykle na dyskusji, o tym jaka nasza córka jest wspaniała ;)
      Pozdrawiamy!

      Usuń