poniedziałek, 13 października 2014

Hej, flaszki w dłoń...

I wbrew pozorom, nie będzie to refleksja o tym jak to macierzyństwo sprowadza kobietę na niziny społeczno-alkoholowe. Było już o tym co pijemy, dziś natomiast przedstawię w czym to nasza pierworodna ma serwowane swoje milkszejki.

Historia należy zacząć jednak od pierwszego starcia dziecko-butelka. Starcie to okazało się porażką po całej linii, dziecię popadło w histerię, matka po kilku jeszcze próbach poległa również. I tak laktator się kurzył, marzenia o dłuższym niż 5 minut prysznicu odpływały w zapomnienie....jednym słowem smuteczek. Pewnego pięknego, acz smażącego do cna dnia matka podjęła jednak próbę ostateczną, Mozolnie napompowała dla dziecięcia obiadek i ze zrezygnowaną miną podetknęła silikonowo-plastikową prześladowczynię córce. I tu przysłowiowe gały matce na wierzch wyszły. Dziecię ze spokojem wypiło co miało wypić, po czym padło snem sprawiedliwego.  Niby jedna butelka wiosny nie czyni...ale poczyniła. Przeproszenie się z butelką dodatkowo zbiegło się u nas z wprowadzaniem mm naszej Julce. Początkowo dostawała je tylko raz, czasem dwa razy dziennie, resztę dojadając wprost od maminej fabryki. Dziecię nie grymasiło już jednak w kwestii podania, nie miało też problemów z samym przestawianiem się pomiędzy sposobem podawania posiłków. Jednakże matczyna produkcja zaczęła podupadać zarówno pod względem jakości, jak i ilości i koniec końców dziecię na stałe zaprzyjaźniło się z butelką i panem Gerberem. I tu zaczęło się wielkie testowanie, coby dziecięciu jak najlepszy komfort spożywania zapewnić. Na pierwszy ogień poszły trzy, o takie buteleczki:
Nie bez powodu Avent został wymieniony jako pierwszy. Była to pierwsza butelka, z którą Julka zaskoczyła. Co prawda nasza była kupiona w zestawie razem z lakatorem, ale wizualnie prezentowała się identyczne jak ta na powyższym zdjęciu. Butla ma pojemność 125 ml, a podziałka jest czytelna i odporna na ścieranie. Składa się z niewielu części, co niewątpliwie ułatwia doszorowanie jej po posiłku. Dobrze trzyma się dłoni, na żaden sposób też nie przecieka. Smoczek wykonany jest z dość grubego silikonu, wytrzymuje miliony karmień bez szwanku oraz nie zasysa się. Zawiera on również zaworek przeciwkolkowy, który ma zapobiegać, a przynajmniej zmniejszyć ilość wspomnianego problemu. Ciężko mi jednak pod względem akurat takiej skuteczności oceniać, gdyż dziecię jako takich kolek nie miało.  Byłam bardzo zadowolona z tej butli, aktualnie zamierzam się właśnie na jej większą siostrę.
Oprócz Aventa na tapecie (a raczej w Aventowym cieniu) były również:

butelka antykolkowa BabyOno (120ml)

oraz

butelka NUK Classic Baby (110ml)

Butelka BabyOno była w użyciu zaledwie kilka razy, a to ze względu na niezwykle niską trwałość podziałki, która to po prostu znikła z powierzchni butli po kilku umyciach. Smoczek w tej butelce jest cieńszy niż w Avencie, a jego trwałość również jest bez zarzutu. Ma też ciut inny kształt, ale i ( przynajmniej takie wrażenie odniosłam) szybszy przepływ, co dla Małej nie było najlepszym rozwiązaniem - zdarzało jej się zakrztusić w trakcie pochłaniania.
Butelka NUKa z kolei zakupiona została na fali poszukiwania smoczka idealnego (o tym jednak przy innej okazji). Użyliśmy jej może, raz, góra dwa kiedy to mieliśmy zalecenie by dziecię dopajać ociupinkę, ze względu na szalejące upały. Jednakże inny (podobno superfajny, anatomiczny i w ogóle) kształt został zdyskwalifikowany przez pierworodną, butla poszła więc w odstawkę. 
Po krótkim deficycie butelkowym nadszedł czas na uzupełnienie braków, matka zagłębiła się tradycyjnie w czeluście internetów i tak oto w naszym kramie pojawił się Tommee Tippee. Na dobry początej wylądowaliśmy z wersją antykolkową (150ml), która prezentuje się tak:
Tą oto butlę użytkujemy po dzień dzisiejszy. System antykolkowy opiera tu się tu się na rurce odpowietrzającej, która dodatkowo ma nam pokazywać, czy posiłek naszego dziecięcia ma odpowiednią temperaturę. System ten u nas nie sprawdził się kompletnie - pan wskaźnik, który w przypadku zbyt gorącego mleka robi się różowy, a w przypadku odpowiedniej temperatury przybiera z kolei barwę fioletowoniebieską skazałby najchętniej dziecię na picie po prostu zimnego mleka. Na szczęście kiedy to zaczęliśmy użytkować butlę mielismy już jako taką wprawę w ocenie temperatury (jednak metody paszczowo-ręczne są najlepszymi testerami w takim przypadku). Niewątpliwie dzięki systemowi antykolkowemu mamy tu też ciut więcej elementów do mycia - nie jest to jednak w praktyce zbyt problematyczne, szczególnie że do butelki mamy dołączoną specjalistyczną miniszczoteczkę do szorowania wspominanej już rurki. Sama butelka dobrze leży w dłoni, nie przecieka w żadnej konfiguracji. Smoczek jest miękki, silikonowy, nie zasysa się, podobnież zbliżony jest ogromnie w kształcie do brodawki i dziecię nawet się nie spostrzeże, czy to butla czy to mama:). Podziałka do dnia dzisiejszego jest niewzruszona, wszystko się pieknie trzyma. Ostatnio, z racji sędziwych 3 miesięcy naszej potomkini zamieniałam smoczek na dwójeczkę. Po karmieniu pobiegłam czym prędzej po poczciwą jedynkę. Tzw. smoczek 3+ na dzień dzisiejszy (3,5 miesiąca) nie zdał jeszcze egzaminu, szybszy przepływ okazał się zbyt szybki i dziecię zamiast rozkoszować się posiłkiem, zakrztusiło się raz i drugi, patrząc przy okazji z wyrzutem na matkę, że śmiała zakłócić w taki sposób konsumpcję. Kolejna próba wkrótce. Podsumowując, butla u nas sprawuje się bardzo dobrze i z tego też powodu zakupiłam jej większą, już bezrurkową wersję. I też jest dobrze.
Na koniec zostawiłam osławioną, cudoczyniącą przy kolkach (podobno) butlę dr. Brown`sa. Muszę przyznać, że polubiliśmy się od pierwszego karmienia. Sama butla prezentuje się tak:


Tutaj również mamy do czynienia z systemem antykolkowym na zasadzie rurki odprowadzającej powietrze. Różne cuda niewidy z tym powietrzem butelka robi, żeby tylko nasze szczęście się go nie nałykało i nie zakolkowało przypadkiem. Smoczek ma trochę inny kształt, niż pozostałe nasze flachy, ale w niczym to Julce nie przeszkadza, zasysa jedzonko aż miło. Smok jest silikonowy, wytrzymały i tu o dziwo przeszłyśmy już na dwójeczkę. Nie zdarzyło się również by się nam  zassał. W przeciwieństwie do Tommee T. przejście nastąpiło bezkrztuszeniowo i łagodnie. Podziałka jest tutaj tłoczona, więc nie ma obaw, ze coś nam się zetrze czy rozmaże. Logo firmy również pozostało na razie niewzruszone. W zestawie również mamy dołączoną mikroszczoteczkę do czyszczenia, także mycie naszego odpowietrzacza przebiega bezproblemowo. Nie ma również problemu z przeciekaniem w jakimkolwiek zakamarku. 
Ogólnie rzecz ujmując, nasza butelkowa bateria jest całkiem, całkiem zadowalająca. Prewencyjnie celowaliśmy w butelki antykolkowe i kto wie, może właśnie dzięki tym wszystkim rurkom i odpowietrzaczom ich uniknęliśmy. Pulpet rośnie nam zdrowo i bez sensacji brzuszkowych, więc pozostaje nam się tylko cieszyć z trafnych wyborów co do pierwszej zastawy naszej pierworodnej :)

Pozdrawiamy znad popołudniowej flaszki,
P&J


Zdjęcia: czeluście internetów






3 komentarze:

  1. witaj :) wlasnie mysle nad zakupem butelki, wiadomo w planach mam karmienie piersia, ale wedrujac po czelusciach internetu zauwazam, ze coraz wiecej ma problem z tym naturalnym karmieniem. znalazlam sporo przychylnych opinii o butelce avent, mamy chwala za ksztalt, antykolkowosc :) a mozesz mi powiedziec jak dlugo wam te butelki sluza i jak sprawa wyglada ze smoczkami, co ile wymieniasz i jak coreczka przyjela ta butle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej:)
      Avent był właśnie pierwszą butelką, którą zaczęliśmy używać, z tym że u nas był przeskok z nienawiści do jakiejkolwiek butelki, do jakiejkolwiek butelki, byleby była odpowiednio wypełniona :) Butelki używaliśmy od pierwszego miesiąca w zasadzie, teraz poszła trochę w odstawkę, ze względu na pojemność - ale Mała dostaje w niej czasem wodę albo herbatkę. Smoczki w zasadzie co 8 tygodni powinno się wymieniać, ze względów higienicznych - do dnia dzisiejszego pierwszy smoczek od Aventa leży jednak nienaruszony pod względem pęknięć czy innych mechanicznych uszkodzeń :) Zdecydowanie mogę polecić tą firmę, ewentualnie warto też się zastanowić na Tommee T- ciut więcej mycia, ale też znakomicie się u nas sprawdziła, a obydwie butle są mniej więcej w podobnym przedziale cenowym.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. My po dziś dzień od czasu kolek używamy tej ostatniej buteleczki czyli dr Brown's i mogę ją szczerze polecić wszystkim rodzicom, których dzieci mają kolkę. Ten system odpowietrzania naprawdę działa :-). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń