piątek, 17 października 2014

Dzieci są jak bąki...

Każdy toleruje tylko własne.
I ta oto sentencja znakomicie obrazuje mój własny stosunek do tych wszystkich małych człowieczków. Nigdy nie przepadałam za dziećmi. Biegającymi. Drącymi, Śliniącymi. Lepiącymi. Ciągnącymi za włosy. Ble.Owszem, gdzieś tam w głębi kiełkowała myśl, że kiedyś, że własne, że może za kilka lat... Kiedy to człowiek będzie ustabilizowany, osiądzie gdzieś i zawodowo i lokalizacyjnie, kiedy w końcu górę weźmie przysłowiowy instynkt. Tymczasem plany sobie, natura sobie. Rach ciach bach i oto na zdjęciu pojawia się Przecinek. A właściwie Przecinka. Osławionego instynktu dalej jednak brak. Czas mija, rośniemy sobie zdrowo w siłę i w masę, ale tak naprawdę wciąż lęk przed tym co będzie przeważa nad radością posiadania potomkini. Pierwsze drgnięcie nastąpiło wraz z pierwszym, wyrazistym jak na moje dziecię przystało kopem.  Ale wciąż było tego mało. Szczególnie, że najlepszym przyjacielem przyszłej mamy jest internet. I taka matka czyta o nieprzemierzonych pokładach euforycznej wręcz radości przyszłych matek. I zaczyna się zastanawiać, co z nią wobec tego jest nie tak, że tej uciechy u niej jak na lekarstwo.  Czas spotkania face to face zbliża się nieuchronnie, pokaźny posag czeka na dziecię, poziom niepokoju wzrasta. W końcu następuje wielki wybuch. Dosłownie. Kiedy pierwszy raz tuli się to swoje małe, nieporadne, piszczące dziecię w głowie powstaje jedno mocne postanowienie - unicestwiać bez litości wszystko, co mogłoby tylko jemu zaszkodzić. Bo instynkt macierzyński równy jest z instynktem najwytrawniejszych morderców. I może i czasem działa z opóźnionym zapłonem, ale gdy już wybuchnie to dziecię ma zasadniczo przegibane. Bo czeka je niejedna awantura. O szkołę. O ciuchy. O tego chłopaka z którym ostatnio się prowadza. O papierocha dyskretnie (jak widać nie do końca) palonego za blokiem. Et centera, et cetera...Kreatywność matki pod tym względem jest, jak powszechnie wiadomo , nieograniczona. I nie raz, nie dwa dziecię nas przeklnie. Znienawidzi. Trzaśnie drzwiami tak, że u sąsiada paprotka ze ściany spadnie. Z czasem jednak uświadomi sobie (a przynajmniej taką ma się nadzieję), że ta matka to fajna babka. Chociaż cholera jakich mało.



Pozdrawiamy,
P&J

2 komentarze:

  1. Odkąd pojawił się na świecie mój synek, nie mogę spokojnie słuchać płaczu dzieci. Coś mnie wtedy ściska za serce. Dawniej tak nie było. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jest podobnie. Dodatkowo nie mogę na spokojnie wysłuchać żadnej wiadomości dotyczącej problemów z ciążą/noworodkami/chorymi dziećmi... Jak widać instynkt po prostu rozbuchał się na dobre ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń